Hej,
zawsze lubiłam zwiedzać różne blogi. Za mną też już kilka prób samego prowadzenia elektrycznego dziennika, ale zawsze kończyłam szybciej niż zaczynałam, zwykle przez brak pamięci do haseł i loginów, a wszystko przez chęć zachowania anonimowości.
Teraz, gdy czasu mam naprawdę baardzo dużo, przede mną kilka tygodni leżenia, korzystając z tegorocznej aury sprzyjającej pozytywnym zmianom w życiu, postanowiłam podjąć jeszcze jedną próbę rejestrowania co w moim życiu piszczy.
No właśnie tylko od czego zacząć?...
Zacznę może od wyjaśnienia skąd ten nadmiar czasu. Otóż tak jak napisałam, rok 2015 to przede wszystkim zmiany, zmiany i zmiany. Do niedawna myślałam, że najlepsze co mnie spotkało w tym roku to wyczekiwany 12.09.2015 i ślub z moim kochanym farmaceutom. Ah, co to był za dzień!!!;)) Ale o tym może napiszę kiedy indziej w przypływie wspomnień;)
Jednak czuwający nade mną z góry mój prywatny Anioł Stróż Staś ( mój Tata), przewidział, że dla takiej wariatki jak ja, zmiana nazwiska i statusu na facebooku to za mało. Postanowił sprawić nam psikusa i wymalować dwie kreski na teście ciążowym;) Było to w dzień wesela kuzynki, więc dosłownie i w przenośni weseliliśmy się z mężem na maxa.
Potem poszło juz szybciej- potwierdzenie u ginekologa, pierwsze telefony powiadamiające siostry i rodziców, radości, ale też nieuniknione chyba przerażenie: jak odnajdziemy się w nowej sytuacji?!
Co prawda, mimo 23 lat chciałam już wychowywać i tulić swoje własne maleństwo,podobnie jak mąż, ale 2 tygodnie po ślubie? Nawet dla nas było to ogromne zaskoczenie.
Chociaż przypominając sobie statystyki i tempo naszego związku...
październik '12- początek znajomości w akademiku i więzi, "bratersko- siostrzanej",z omawianiem i zapijaniem wzajemnych rozterek miłosnych, czego do dziś nie mogą nam wybaczyć nasi Sarniani znajomi ( że niby po co im ściemniamy jakąś przyjaźń, przecież oni wszystko widzą, że jesteśmy dla siebie stworzeni);
siódmy września '13- koniec oszukiwania siebie i innych, od czasu wesela w rodzinie, sami stajemy się parą;
dwudziesty szósty kwietnia '14- cudowny dzień- zaręczyny w Górach Świętokrzyskich, na szczycie Łysicy;
wrzesień '14- zarezerwowanie sali weselnej, czyli przygotowania do ślubu czas zacząć;
dwunasty września '15- nasz najpiękniejszy dzień w życiu- ślub i wesele ( nawet krzywy tort nam tego nie zepsuł, a co więcej- moim zdaniem dodał uroku i sprawił, że to był naprawdę wyjątkowy dzień);
siedemnasty października '15- już wiem, że będę mamą, a więc zaczynam bezalkoholowe świętowanie nowej funkcji życiowej na rodzinnym weselu;
i tak, na obecną chwilę, jestem prawie w 10. tygodniu, w tym w łóżku spędzam już czwarty tydzień.. no dobra, może już nie leżę non stop plackiem jak na początku, ale myślę,że śmiało 70-80% doby tu spędzam ( w większości oczywiście śpię albo dla zróżnicowania leżę i patrzę w sufit).
I stąd pomysł na ten blog. No bo skoro zawsze chciałam pisać ( a przecież pisanie magiasterki nie jest już takie fajne...) to kiedy będę miała więcej czasu niż teraz?
Koleżanka pyta czy to będzie blog o macierzyństwie. Odpowiadam, że sama nie wiem, ale na pewno ma pełnić jakąś funkcję terapeutyczną, pod tytułem: " Jak spędzić 9 miesięcy w domu i nie zwariować?" ( dodam, że do tej pory byłam nadpobudliwą osobą studiującą dziennie dwa kierunki i pracującą najlepiej w kilku miejscach naraz, więc NAPRAWDĘ jest to dla mnie iście nowa sytuacja).
Pisać będę chyba po trochu o wszystkim, ale prawdopodobnie najwięcej będzie o moich nowych rolach: byciu żoną i od czerwca mamą.
No dobra, jak na leniwe początki to chyba wystarczy. Życzę sobie wytrwałości w pisaniu i chociaż raz na jakiś czas jakiś komentarzy- zapewne dobry motywatorów do dalszego pisania.
Dobrego tygodnia wszystkim leniuchującym i nie tylko;))
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz